
Niezwykłe doświadczenie zakupowe. Pobierz darmowego ebooka z praktycznymi poradami dla e-sklepów
Krytyka marketingu inbound
Podnoszą się głosy krytyczne, które zwracają uwagę na jego idealizm oraz trudność w osiąganiu efektów sprzedażowych.
Jakie są strategie krytyki inbound? Z jednej strony podnoszą się głosy mówiące o tym, że rewolucja mobilna zmieni sposób, w jaki korzystamy z internetu, które zbliży się coraz silniej do logiki push, sprzecznej z myślą pull, na której oparty jest inbound. Taką tezę – o przyszłości internetu jako interntu push- stawia m.in. Dries Buytaert.
=>Przeczytaj więcej w naszym poście o śmierci inbound
Zresztą, bardzo często praktycy łączą rozwiązania inbound ze strategiami push, by zapewnić treściom, które produkują, większą publiczność: po prostu nie chwalą się tym głośno.
Druga linia krytyki akcentuje coś innego. Jak zauważa Neil St. Clair, inbound często zachęca marketerów do przesadzania z automatyzacją. Specjaliści kładą tak duży nacisk na edukację, lead nurturing, welcome cycles i inne kampanie typu drip, że kontakt z ludzkim sprzedawcą jest bardzo odwleczony i następuje dopiero po miesiącu. Przekłada się to na skuteczność sprzedażową: sprzedaż to ludzka rzecz. Bierze się z zaufania, z poczucia więzi międzyludzkiej. Nawet najlepiej zaprojektowana wiadomość automatyczna, idealnie dopasowana do kontekstu, wciąż jest automatyczna, wciąż nie jest do końca ludzka, interaktywna.
Marketerzy w poszukiwaniu człowieka
Jeżeli przyjrzeć się uważnie publikowanym w ciągu ostatnich 3 lat pozycjom zobaczymy, że marketerzy tęsknią za człowieczeństwem, mówiąc pompatycznie.
Wspomnijmy choćby o:
- manifeście „Welcome to human era” z 2013,
 - „Human to Human” Bryana Kramera. Autor stawia tam tezę, że skończyła się era ścisłego podziału na marketing b2b i b2c, bowiem tym, czego klienci oczekują dziś najbardziej, jest traktowanie ich po ludzku: empatia, brak nachalnych komunikatów sprzedażowych, partnerski dialog.
 - „To Sell is Human” Daniela Pinka. Szukamy ludzkiego aspektu sprzedaży. Coraz więcej w konsumentach oporu wobec handlowców recytujących wyuczone skrypty! Stąd z jednej strony popularność modeli sprzedaży elastycznej (agile, dopasowanej do kontekstu i opartej na szybkich reakcjach na zachowania leada) oraz redefinicja pojęcia sprzedaży jako takiego. Pink pisze, że właściwie każdy z nas jest sprzedawcą. To najbardziej uniwersalna część ludzkiej natury, bowiem na co dzień staramy się przekonać innych do naszych pomysłów, sprzedać im je: sprawić, by ktoś wykonał jakiś wysiłek na rzecz naszego celu. Kiedy skłaniasz dzieci do pójścia spać, sprzedajesz im wyprawę do łóżka; kiedy przekonujesz kumpli do wyjazdu na ryby, sprzedajesz im ten pomysł, kiedy idziesz na rozmowę kwalifikacyjną, sprzedajesz siebie. W związku z tym, powiada Pink, sprzedaż i marketing, jako uniwersalne domeny ludzkie, powinny opierać się na tym, co ludzkie – czyli na emocjach i empatii. Kiedy kupujemy? Kiedy odczuwamy zaufanie, czujemy się bezpiecznie. Czy zdarza Ci się kupować od firm, które budzą w Tobie negatywne emocje?
 
Człowiek: społeczny i ciekawski
Wróćmy więc do Neila St. Claira i jego krytyki inbound. Wskazuje on na fakt, że nadmiar automatyzacji i brak ludzkiego podejścia przekłada się na niższą sprzedaż, ponieważ sprzedaż wymaga osobistego kontaktu. Czym jest jednak ten aspekt ludzki? Neil wskazuje na 2 cechy, które nas wszystkich łączą, i które powinny zostać wykorzystane w marketingu.
- Przynależność do wspólnoty: Człowiek jest istotą społeczną, która przynależy do grupy i chce czuć się jej częścią. Marki mogą to wykorzystywać nie tylko przez spożytkownaie mediów społecznościowych, ale i przez pogłębione zrozumienie grup, do których mówi, lepsze targetowanie, stosowanie dowodów społecznych, sprzyjanie budowaniu więzi.
 - Ciekawość: Ludzie szukają wyjątkowych wrażeń, szukają niezwykłych treści, chcą, żeby inni ich zaskakiwali.
 
Intrigue marketing: świetna treść, targetowanie + kontakt z człowiekiem
Wniosek? Neil St. Clair wyprowadza z tych diagnoza koncepcję marketingu intrygującego (intrigue marketing), który nie tyle przeciwstawia się filozofii inbound, co nieco ją modyfikuje. Jak?
Wciąż kładziemy nacisk na wartościowe treści. Jednak w tej optyce o ich wyprodukowaniu zaczynamy dystrybucję opartą o precyzyjne targetowanie (np. w social media) i staramy się jak najszybciej przejść w tryb komunikacji realnej, z ludzkim odbiorcą. Innymi słowy, lokalizujemy i przyciągamy leada dzięki treściom, po czym zaczynamy jak najszybciej komunikację w trybie H2H. Po prostu piszemy ręcznie do potencjalnego odbiorcy. Dzięki temu z jednej strony wyzyskujemy efekt wow, z drugiej jak najszybciej przechodzimy do budowania relacji sprzedażowej.
Ale to, co ma odróżniać to podejście, to nacisk na kontakt międzyludzki: na szybkie przerzucenie leada do obróbki przez sprzedawcę, jednak ten sprzedawca nie tyle chce wcisnąć produkt, co edukuje i tworzy atmosferę zaufania.
Marketing Automation wciąż pozostaje fundamentalne
Oczywiście, w takim ujęciu wciąż potrzebujemy rozwiązań Marketing Automation, lecz traktujemy je nieco inaczej: zamiast nacisku na kampanie typu drip, kładziemy nacisk na segmentację, integrację z social media, targetowanie wiadomości oraz alerty dla działu sprzedaży i zaciśnięcie współpracy między działami marketingu i sprzedaży.
Intrigue marketing, H2H: prowokują do namysłu
Czemu warto się nad tym zastanawiać? Nie ma co się przywiązywać do terminów takich jak „Intrigue marketing” czy „H2H”. W niektórych firmach (gdzie obrabiane jest mniej leadów) inspiracja tym pomysłem może przynieść świetne efekty, jednak w dużej firmie, gdzie leadów jest więcej, takie rozwiązanie nie będzie mieć sensu.
Rzecz w tym, by zobaczyć, jakie niedostatki mogą się kryć w podejściu inbound (jak w każdej uniwersalnej, ogólnej koncepcji), pozostać krytycznym wobec mód oraz starać się przeróżne marketingowe teorie dopasowywać do własnych możliwości.
                
                  Follow