
Kochamy personalizację
Klienci są świadomi działań, jakie marka podejmuje, by oferować im dopasowaną treść. Lubią je, bo dzięki nim czują się traktowani luksusowo, łatwiej im znaleźć to, czego szukają, a także liczą, że ich lojalność zostanie nagrodzona.
59% klientów twierdzi, że personalizacja wpływa na ich decyzje zakupowe,
31% chciałoby, żeby ich doświadczenie było jeszcze bardziej spersonalizowane, niż jest obecnie,
74% odczuwa frustrację, gdy treść strony nie jest dopasowana do ich potrzeb.
(dane InfoSys)
Ulubione funkcje personalizacji
Według raportu Accenture z 2015, klienci najbardziej lubią następujące funkcje:
– ekskluzywne promocje i automatyczne nabijanie punktów lojalnościowych (64%)
– płatność one-click, kiedy sklep zapamiętuje, jak lubimy płacić i jakie preferujemy opcje dostawy (51%)
– przypomnienia, że trzeba uzupełnić zapasy (21%).
(dane: Accenture, infografika)
Personalizacja, która budzi opór:
Są rozwiązania, które odpychają klientów. Należą do nich:
– odradzanie zakupu żywności, która łamałaby zalecenia dietetyczne (40%)
– feedback od znajomych z social media podczas zakupów, angażowanie znajomych w zakupy (52%)
– rekomendacje oparte na historii chorób w rodzinie (42%)
– tracking offline, na który klienci nie wyrażają świadomej zgody.
Dla tolerancji na powyższe działania kluczowe znaczenie ma wiek oraz uwarunkowania kulturowe. Millenialsi mają mniej problemu z monitoringiem niż ich starsi koledzy. Z kolei w Indiach, gdzie procent transakcji wykonywanych przez internet wynosi jedynie 12%, sam retargeting postrzegany bywa przez konsumentów jako intruzywny, podczas gdy amerykańscy klienci go zauważają, jednak tylko 18% jest nim zaniepokojona (według danych eMarketer).
Punkt zapalny: dane o lokalizacji
Wydany w tym roku raport Accenture wskazuje na ciekawą niekonsekwencję w zachowaniach klientów.
Podczas gdy 60% konsumentów chce personalizacji w czasie rzeczywistym, jedynie 20% chce się podzielić swoją lokalizacją, a 14% – historią wyszukiwania. Innymi słowy – chcemy personalizowanych usług, ale są zagadnienia w wypadku których stawiamy mocna granicę. Jednym z nich jest monitoring offline.
Straszny monitoring offline
Badania przeprowadzone na amerykańskich klientach pokazują inny paradoks. Otóż 2/3 badanych stwierdziło, że wie, iż ich zachowanie na stronach www jest monitorowane i zadeklarowali zupełną zgodę na to . O ile monitoring w internecie nie budzi żadnego sprzeciwu, o tyle monitoring w sklepach wywołuje negatywne emocje. Połowa badanych powiedziała, że nie wróciłaby do sklepu, gdzie byłaby śledzona, np. za pomocą kamer, rozpoznawania twarzy, map ciepła.
Skąd nieufność do trackingu online?
* Poczucie kontroli. Klienci chcą mieć poczucie sprawczości, że to oni kształtują proces zakupowy. Monitoring offline jest mniej powszechny – mniej się go spodziewamy, więc występuje nie jako naturalny element funkcjonowania sklepu, ale coś niepokojącego, dodatkowego. Kiedy okazuje się, że w trakcie zakupów byliśmy śledzeni, nic już nie możemy z tym zrobić – czujemy się bezradni.
* Wiedza. Mamy już za sobą dużą debatę o bezpieczeństwie danych w sieci, prywatności, etc. Przez to, że te zagadnienia obiły się im o uszy, klienci czują, że to w porządku – że sprawa została przedyskutowana. Analogicznej debaty dotyczącej monitoringu offline jeszcze nie było.
* Zaufanie. Tym, co powstrzymuje klientów przed udostępnieniem danych jest lęk przed tym, jak zostaną wykorzystane. Czy udostępnisz je osobom trzecim? Jak dokładnie je wykorzystasz? Czy nie będziesz natrętny, niedyskretny, nachalny?
* Przyzwyczajenie. Potrzeba trochę czasu, by klienci oswoili się z nowymi rozwiązaniami.
* Drobne grzeszki. W internecie dokonujemy racjonalnych, zaplanowanych zakupów. Za to w offline pozwalamy sobie na więcej. Konsumenci 3 razy częściej dokonują impulsywnych zakupów w sklepach fizycznych niż online. Może więc dla klientów online jest dziedziną przemyślanych, sensownych zakupów, zaś offline sferą cienia? Może trzeba ich przekonać, że nie ma nic złego w małych występkach?
* Pytaj o pozwolenie. To najważniejsza zasada, szczególnie, gdy mówimy o metodach nowych. Dlatego niektóre z nich, jak beacony czy aplikacje mobilne, które domagają się od użytkownika zgody (pobrania i uruchomienia aplikacji) są bardziej akceptowalne. To co postrzega się czasem jako ich wadę (użytkownik musi je włączyć), w istocie jest zaletą (daje klientowi poczucie kontroli).
Zła personalizacja
Choć Marketing Automation jest świetnym narzędziem, bywa wykorzystywane źle, ze szkodą zarówno dla klienta, jak i dla ofertującego. Ze złą personalizacją mamy do czynienia, kiedy:
– opiera się o monitoring nieświadomego użytkownika,
– przetwarza jego dane w sposób, którego on nie rozumie bądź nie wyraził nań zgody – szczególnie, gdy je udostępnia innym,
– wywołuje poczucie winy (rekomendacje dostosowane do diety),
– budzi bolesne wspomnienia (np. chorób),
– jest niewprawnie przeprowadzona (zbyt częste, nachalne komunikaty, dużo dokładnych odwołań do wizyty klienta, co wywołuje efekt osaczenia).
Nie rób tego.
***
Czy Wasi klienci dzielą się z Wami opiniami o personalizacji i Marketing Automation?
Follow